O „Filipie” dowiedziałam się tak naprawdę podczas premiery filmu. Po tę powieść sięgnęłam niedługo po wyjściu z sali kinowej. Leopold Tyrmand określa ją swoją „ukochaną książką, najlepszą, jaką wydał po polsku”. Jednak, czy ta powieść zachwyciła mnie tak samo, jak samego autora? Czy może było wręcz odwrotnie i jakie wrażenia wywołała ona po filmie?
„Filip” — opis losów człowieka nieprzeciętnego, którego młodość została naznaczona przez okupację, politykę i emigrację.
Jest to historia o losach Filipa — młodego Polaka, którego wojenne drogi wiodą do Frankfurtu nad Menem. W tym mieście pracuje w jednym z hoteli jako kelner, w grupie młodzieży pochodzącej z krajów okupowanych przez Niemcy. W tym wrogim świecie odnajduje całkiem niespodziewanych sojuszników. Są nimi wszyscy, których dosięgła wspólna wojenna mitologia. Także młodzi Niemcy.Książka „Filip” słabsza niż film.
Zazwyczaj najpierw staram się czytać książkę, a potem obejrzeć film, serial czy spektakl na jej postawie. Tutaj było niestety odwrotnie. Miesiąc temu obejrzałam film, a dopiero po nim sięgnęłam za książkę.
Powieść Tyrmanda, mimo że czytało mi się go bardzo szybko to format książki i forma zapisu (czasami kilka stron pisanych ciągiem) dość mocno utrudniały odbiór tej książki. Bardzo podobało mi się to, że nie była to powieść typowo historyczna, wojenna. Wątek drugiej wojny światowej stanowił tylko tło do głównej historii Filipa. Jest tutaj ukazana zwykła codzienność ludzi w trakcie wojny, ale także rozwój nazistowskich Niemiec. Dużym atutem tej książki były też ukryte motywy autobiograficzne, które można było wyłapać, znając choć trochę biografię Leopolda Tyrmanda.
Filip tak naprawdę mógłby być każdym z nas. W pewnym stopniu w trakcie wojny musiał się ukrywać pod inną narodowością i nazwiskiem. Żyjąc w kraju podziału na rasę panów i tych gorszych, „nieludzi” musi walczyć o byt przetrwanie. W ramach swego rodzaju zemsty sypia z kobietami niemieckiego pochodzenia. Z drugiej strony jest to powieść o tym, że mimo wojny ludzie potrzebują miłości, nie chcą być samotni.
Jednak coś, co mnie bardzo uderzyło w tej książce to w pewnym stopniu sprowadzanie kobiety do roli tylko i wyłącznie obiektu seksualnego, który można „zaliczyć”. Mimo świadomości jak wyglądały „tamte czasy”, uważam, że obraz kobiety był w „Filipie” bardzo podmiotowy. „Filip” w wersji filmowej był łatwiejszy i przyjemniejszy w odbiorze niż książka. Jak wspomniałam, forma zapisu utrudniała czytanie, ale też obierała frajdę z czytania. Czytając ją, tak naprawdę męczyłam się, w szczególności przy stronach pisanych ciągiem.
„Filip” w formie książki nie dla mnie.
Jest w swojej prostocie trudna. Dodatkowo sposób przedstawiania kobiet też mnie trochę do tej książki zniechęciło. Film podobał mi się bardziej i gdybym miała wybierać między powieścią a filmem, to wybrałabym tę drugą opcję.
Brak komentarzy: