Czasami mam takie chwile w życiu, że zastanawiam się, co by było, gdybym mogła cofnąć czas, chociaż o 5 lat? Czy założyłabym wtedy bloga? Jeżeli tak, to, jaką miałby nazwę, tematykę, jak potoczyłyby się jego losy. Wszystko super, ale jednak czy takie gdybanie „co by było, gdyby...” ma w rzeczywistości jakikolwiek sens?!
Gdybym mogła cofnąć czas...,
to na pewno zastanowiłabym się porządnie nad prowadzeniem bloga (bo chcąc nie chcąc musiałam założyć go na ocenę na informatyce). Nie kierowałabym się tylko i wyłącznie tym, że w danej chwili mam o czym pisać na dany (wybrany wówczas) temat (czyli musicale, teatr), ale patrzyłabym przyszłościowo, czy na pewno mam na tyle dużą wiedzę o tym i czy na tyle często bywam w teatrze, żeby to „pociągnąć”.
Takie działanie spowodowało, że przez ok. 1,5 roku zmieniłam tematykę jeszcze 3 razy, co niestety nie pomogło w rozwoju tego bloga. Patrząc, z biegiem czasu wybrałabym bardziej lifestylową tematykę (którą mam obecnie), ale również (z resztą tak jak teraz), stworzyłabym kategorię, w której piszę najwięcej.
Nie jest sztuką stworzenie bloga i pisanie na nim. Sztuką jest stworzenie takiego miejsca, które będzie rzeczywiście istnieć w przestrzeni, a przede wszystkim wnosić jakąś wartość.
Zanim zaczęłabym blogować...,
na pewno zwróciłabym uwagę na to, jak inni, którzy „istnieją” w blogosferze, tworzą treści i wzorowałabym się (nie kopiując) na tym. Byłoby mi zapewne o wiele łatwiej, ale zakładając bloga, chciałam być taką Zosią-samosią, co wszystko wie i potrafi, jednocześnie nie licząc, że uda mi się coś tutaj osiągnąć.
Czy dwa konta na Instagramie o podobnej tematyce były mi potrzebne?
Jeden Instagram do bloga, drugi prywatny. Patrząc, z biegiem czasu, to nie miało to najmniejszego sensu, bo pomysły i wena na tworzenie treści na te konta kończyła się szybciej, niż się pojawiła. Tyle o ile konto z treściami stricte związanych np. z działalnością jakiejś firmy bądź projektu byłyby oddzielone od konta prywatnego, to te związane z blogiem mogą na nim się spokojnie znajdować.
Gdybym wiedziała to na początku blogowania, na pewno nie marnowałabym na to czasu, tylko np. rozwijałabym jeszcze bardziej swój warsztat pisarski (im lepsze treści, tym większe szanse na wyższe miejsce w wyszukiwaniach).
Gdybym mogła cofnąć czas...,
to na pewno nie tworzyłabym postów na siłę, po to „aby były”, ani tym bardziej na tematy, na które nie mam nawet najmniejszego pojęcia, bo nie mają one żadnego sensu, a tym bardziej nie są one autentyczne. Na pewno dzięki temu zaoszczędziłabym czas np. na przeczytanie książki, o której mogłabym napisać później recenzje, czy poduczenie się o SEO.
Czy żałuję tego, jak to kiedyś wyglądało i przez co przeszłam, za nim znalazłam się tutaj?
Oczywiście, że nie. Gdyby nie to wszystko, nie miałabym takiej wiedzy, jaką mam i mogłabym dzisiaj sobie na ten temat gdybać. Dzięki temu wszystkiemu poznałam naprawdę dużo fajnych ludzi z blogosfery (i nie tylko), ale też nauczyłam się pisać do ludzi i pod wyszukiwarkę (z tym mam jeszcze sporo kłopotu, ale może kiedyś dojdę do wprawy), przez co było mi łatwiej na maturze z języka polskiego.
Patrzeć wstecz, zamiast w przód
Co ciekawe prawie zawsze patrzymy wstecz, gdybamy o tym, czego zmienić już nie możemy, ale jakoś za bardzo nie patrzymy, co możemy jeszcze osiągnąć. Tak samo jest z przyspieszaniem czasu. Nigdy nie chcemy przyspieszyć czasu (no, chyba że stoimy w korku, a spieszy się nam do pracy), ale prawie zawsze chcemy go zwolnić, zatrzymać bądź cofnąć.
Z jednej strony wiemy, że czas ucieka i w życiu liczy się każda chwila, to z drugiej potrafimy zmarnować go na gdybaniu, o czymś, na co nie mamy wpływu bądź na inne rzeczy np. bezsensowne przeglądanie internetu.
Czy takie rozmyślanie „gdybym mogła (bądź mógł) cofnąć czas” ma jakikolwiek sens?
Oczywiście utarło się przekonanie, że takie gdybanie nie ma sensu, bo czasu nie cofniemy. Niemniej takie rozmyślanie niekiedy może nam pomóc. Jak? Dzięki temu dostrzegamy nasze błędy, marzenie. A gdybyśmy takie gdybanie, przełożyli na działanie? Samym gdybaniem nic nie osiągniemy.
Gdybym 8 lat temu podjął bym z punktu widzenia najprostrzą decyzję, bym tu nie trafił. Decyzja była moją ścieżką przez którą podążam do dzisiaj. Miałem wybór albo mknąć prostą scieżką przed siebie albo piąć się po szczeblach do celu. Wybrałem trudniejszą drogę w życiu usianą trudnościami życia codziennego z dala od rodziny. Po trzech latach los wynagrodził mnie, przeszedłem przeobrażenie, stałem się odważny i samodzielny. Dziękuje autorce tego posta za przytoczenie wspomnienień o tym kim byłem a tym kim teraz jestem.
OdpowiedzUsuńBardzo mi z tego powodu miło
UsuńJa gdybym mogła cofnąć czas to wcześniej zostawilabym byłego męża a z obecnym nie zdecydowałabym się na dziecko. Mężczyzna jednak bardzo się zmienia gdy następują tak istotne zmiany, od momentu gdy dowiedział się o dziecku zupełnie zmienił podejście do życia. Tak jakby nie cieszył się z tego dziecka, którego ja tak wyczekiwalam. Mamy 2 córki, każde z nas z poprzednim partnerem. Od momentu kiedy jestem w ciąży mąż w kółko porównuje mnie z była partnerką i nazywa leniem.
Usuń