Pierwszy raz od trzech lat Koncert Sylwestrowy w Teatrze Baduszkowej w Gdyni oglądałam inaczej niż zwykle — tym razem online. Był to całkowicie inny niż te, które widziałam wcześniej. Tegoroczny Sylwester i późniejsze na bis zostały utrzymane w klimacie hitów musicalowych, w większości granych w Baduszkowej. W tegorocznej edycji w rolę konferansjera wcieliła się Ewa Walczak.
Jakie są moje wrażenia po obejrzeniu? O tym w dalszej części.
Cały koncert zaczął się przed gmachem teatru i co mi się bardzo podobało, zanim pojawiła się pierwsza piosenka, Ewa oprowadziła nas trochę po jego kulisach, których na co dzień szary widz zobaczyć nie może. W koncercie można było usłyszeć przede wszystkim piosenki z musicali, chociaż pojawiły się też dwie z nimi niezwiązane.
Utwór rozpoczynający koncert pochodził z jednego z moich ulubionych spektakli — Hairspray. Osobiście nie przepadam za piosenką z Corny Collins Show i wybrałabym inną. Niemniej jednak duży ukłon za dopasowanie tekstu do sytuacji.
Pomimo że nie widziałam Anything goes niemniej jednak oryginalna choreografia, a w szczególności step, spowodowały, że mam zamiar kiedyś obejrzeć ten musical, chociażby w wersji online.
Skrzypek na dachu i cudowny taniec z butelkami. Oprócz Tradycji, Le'chaim (by żyć) i Gdybym był bogaczem, jest to moja ulubiona scena z tego musicalu. Dodatkowo anegdoty, opowiadane przez Andrzeja Śledzia, Annę Andrzejewską i Dorotę Kowalewską o tym, jak wyglądał skrzypek 30 lat temu, były dość ciekawym przerywnikiem między piosenkami.
Piosenki z Wiedźmina, Gorączki Sobotniej Nocy czy Lalki uzmysłowiły mi, jak bardzo tęsknię za teatrem, który traktuję jak drugi dom.
Oprócz wcześniej wspomnianych można było wysłuchać utworów z Ghost, Złego, Chłopów, Avenue Q czy Piotrusia Pana. W tym ostatnim utworze urzekło mnie pokazanie wielu różnych wspaniałych scen.
Nie mogłabym pominąć uroczego Belle z Notre Dame de Paris w wykonaniu Krzysztofa Kowalskiego, Macieja Podgórzaka i Artura Guzy. Wszystkie piękne wspomnienia, jakie miałam (i z resztą nadal mam) z tym spektaklem powróciły.
Wcześniej już wspominałam o 2 piosenkach, które nie pochodziły z musicali. Pojawiły się one dlatego, że w pierwotnej wersji koncertu miały być lata 70 i hity francuskie. Stety niestety kwarantanna narodowa to pokrzyżowała.
Pierwszą piosenką niemusicalową było - 40 lat minęło z serialu 40latek w wersji a'capella w wykonaniu m.in. Mai Gadzińskiej, Karoliny Merdy, Karoliny Trębacz czy Katarzyny Kurdej. Natomiast kolejna była utworem francuskiego piosenkarza Joe Dassin — Et si tu n'existais pas w cudownym wykonaniu Alicji Piotrowskiej i Krzysztofa Kowalskiego.
Finał jak zawsze świecąco-mieniące się show. W tym roku był on najbardziej żywiołowym elementem w całym koncercie. Jedyne czego mi brakowało to corocznego, nowego hasła, które było fajną tradycją kończącą koncert.
Konferansjerka Ewy Walczak była wspaniała (zresztą tak jak w zeszłym roku). Podobało mi się opowiadanie przez nią ciekawostek teatralnych, oprowadzanie po teatrze (w szczególności na początku koncertu), rozmowy z aktorami (m.in. Magdaleną Smuk, Krzysztofem Kowalskim czy Zbigniewem Sikorą) jako przerywnik między piosenkami.
Koncert, chociaż inny niż wszystkie, był zachwycający. Miał swój, dość spokojny klimat, ale równie piękny, jak poprzednie, żywiołowe koncerty. Mam nadzieję, że w końcu „otworzą” kulturę i będzie mi dane wrócić do miejsca, które kocham.
* Filmy i zdjęcia pochodzą z mediów społecznościowych Teatru Muzycznego w Gdyni.
** Autor zdjęć — Przemysław Burda (Rzemieślnik Światła)
Trafna opinia. Widziałam i mam podobne zdanie. Czekam na otwarcie teatru i sztukę "na żywo".
OdpowiedzUsuńDziękuję
Usuń